Świat obiegła prawie sensacyjna informacja. Papież Franciszek opublikował nową encyklikę „Laudato Si”. Świat okrzyknął ją pierwszą encykliką poświęconą ekologii i stanowiskiem Watykanu w sprawie ocieplenia klimatu. Nic bardziej mylnego. Franciszek pochyla się nad kwestiami ekologii, jako kontynuator myśli św. Franciszka z Asyżu, niemniej nie był pierwszym papieżem, który zajmował sie kwestiami „eko”.
Papież encykliką stawia ważne tezy i wywołuje poważną dyskusję zarówno z zamożnymi korporacjami, przemysłem, politykami, ale też ze środowiskami lewackimi. Niestety papieżowi brakuje konsekwencji, gdy dotyka zagadnień, których po prostu nie potrafi właściwie ocenić i zinterpretować, kiedy wkracza w kolejne obszary czysto naukowe.
Gdzie jest „sól” tej encykliki, bo nie jest nią z pewnością apel o umiar. Wprawdzie papież Franciszek bardzo wiarygodnie okazuje umiar, już od pierwszego dnia swego pontyfikatu, niemniej apel o ograniczenie „użycia i zużycia” wcześniej już wyartykułował papież Jan Paweł II. Więc gdzie jest ta nowość myśli Franciszka? Uważam, że jest nią teza z trzeciego rozdziału encykliki pt.: „Ludzki pierwiastek kryzysu ekologicznego”, w którym bardzo mocno zabrzmiały słowa „Nie ma ekologii bez właściwej antropologii. Gdy osoba ludzka uważana jest jedynie za jakiś kolejny byt pośród innych, pochodzący jakby z gry losowej lub fizycznego determinizmu…” Natomiast w kontekście ograniczania emisji CO2 papież jest niekonsekwentny. Dlatego analizując Encyklikę „Laudato Si” mam bardzo ambiwalentne odczucia. Zadaję sobie pytanie, czy troska o słabych i wykluczonych odniesie efekt ekologiczny i stanie się zarazem sposobem na chrystianizację lewactwa, czy też wręcz przeciwnie, lewactwo przekona papieża do zasadności wprowadzenia eko-anarchii?
Więcej w Aktualnościach gdzie zamieściłem pełny tekst analizy.
dr Grzegorz Chocian